Wrócił do domu. Skórzaną kurtkę
rzucił na stolik przy wejściu. Tego dnia był pełen zapału i
optymizmu. Otworzył drzwi prowadzące na ogromny taras, z którego
rozciągał się widok na przedmieścia i ocean. Świeżo kupione
owoce umył i rozkroił w ćwiartki. Ułożył je na wielkim półmisku
i zaniósł na stolik. Po chwili do truskawek, pomarańczy, winogron
i arbuza dołączyła deska z serami oraz butelka wina i dwa
kieliszki. Biegiem popędził do drzwi, gdy przyjechała dostawa
świeżych kwiatów. Wazony z białymi tulipanami ustawił na dwóch
ścianach balkonu, tuż pod zwisającymi głośnikami, z których
sączyła się cicha muzyka.
Chciał być idealny. Takie scenerie
zawsze podobały się kobietom w filmach romantycznych, miał więc
nadzieję, że i na niej zrobi to wrażenie.
Kiedy skończył przygotowywać
mieszkanie na przyjęcie dziewczyny, udał się do łazienki, wziął
prysznic, dokładnie przystrzygł zarost na twarzy, a następnie
spryskał szyję i tors perfumami Chanel i ułożył w nienaganny
sposób roztrzepane kosmyki włosów. Wyjął z szafy idealnie
wyprasowany czarny t-shirt i koszulę w czerwono-niebieską kratę.
Wbił się w czarne, woskowane dżinsy z obniżonym krokiem i założył
do nich zamszowe, miodowe sztyblety. Nie lubił ubierać się
odświętnie, ale wiedział jak wyglądać dobrze mimo braku
eleganckiego stroju. Po sprawdzeniu w lustrze czy każdy detal jego
stylizacji jest dopracowany, udał się na parking do swojego
ukochanego sportowego wozu i wyruszył na spotkanie z brunetką.
Umówili się w parkowej kawiarnii, jednak liczył na to, że ich
rozmowa będzie na tyle pochłaniająca, że dziewczyna skusi się
udać z nim na zachód słońca do jego apartamentu, a dokładniej na
wcześniej wspomniany, udekorowany i przygotowany przez niego samego
taras. Cały dzień, od pobudki, towarzyszyła mu tylko myśl o niej.
Jak bardzo chce ją zobaczyć, o co ją zapyta, co sam jej powie, czy
porozumieją się ze sobą tak samo wspaniale jak trzy lata temu.
Wydawało mu się to wszytsko takie nierealne, bo jaki normalny
człowiek przez tak długi czas myśli o raz spotkanej osobie, a fakt
że wkońcu na nią wpadł był bliski cudu. Przemierzając parkową
alejkę spostrzegł ją idącą mu naprzeciw. Była idealna. Czarne
włosy opadające kawałek za ramiona, piękna opalona skóra, którą
podkreślałą biała prosta sukienka z niebieskim wzorem, a uroku i
seksapilu dodawały jej delikatne, ale wysokie buty z cieniutkim
paseczkiem przy kostce.
Po powrocie z Vegas nie miała za dużo
czasu na przygotowania do randki. Ale czy to miała być randka?
-To
musi być randka – uśmiechnęła się wchodząc do garderoby. Z
wybranym strojem udała się do obszernej łazienki. Ubrania
zawiesiła na stojaku, a sama zabrała się za makijaż. Ciemne oczy
podkreśliła czarną kredką i przydymionymi cieniami. Rzęsy
wydłużyła tuszem, a usta obrysowała konturówką w odcieniu
bladej czerwieni i roztarła ją, co sprawiło że uwydatniła swoje
ponętne wargi. Poliki wyszczupliła brązerem, a rozświetlacz
przytłumiła sypkim pudrem.
Była taka szczęśliwa, że los dał
jej szansę i spełnił jej życzenie. Obawiała się tylko, że
chłopak, o którym marzyła okazać się może zupełnie innym od
tego poznanego, czy też od jej wyobrażenia o nim. Będąc realistką
zdawała sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy wcale go nie zna
i dzisiejszy wieczór będzie należał do jednego z nabardziej
emocjonujących i trzymających w intrygującym napięciu. Wiedziała,
że jeśli brunet zaopiekuje się nią dziś w sposób jaki
oczekiwała, stanie się on jej całym światem, że zakocha się w
nim.
-Kourtney mogę pożyczyć twój komputer? - do łazienki
weszła jej siostra, Chloe
-Jasne, ja i tak go dziś nie będę
potrzebowała – powiedziała przeciągając błyszczykiem po ustach
-Ulala a dokąd ty się wybierasz
piękności ?
-Chciałabyś wiedzieć – spojrzała
chytrze na niewiele młodszą od siebie
-Pewnie, że bym chciała. Wracasz dziś
do domu? - blondynka pomachała zabawnie brwiami. Była najukochańszą
osobą z całej wspaniałej rodziny.
-Mam nadzieję, że nie
-O ty mała flirciaro! Znam go?
-Można tak powiedzieć
-Nie, nie mów mi, że to ten typ z
Montany ! - krzyknęła podekscytowana, a Kourt odpowiedziała jej
tylko szerokim uśmiechem – Ale jak to? Przecież... Nic nie
mówiłaś, że go odnalazłaś
-Bo go nie szukałam. Wpadliśmy na
siebie na zakupach
-A może on cię śledził, umawiasz
się z psychopatą – zaśmiała się głośno
-Chloe! Nie mów mi tak, jestem twoją
starszą siostrą! - roześmiana brunetka klepnęła siostre w ramię
– Jak wyglądam? Czy uważasz, że jestem w stanie uwieść dziś
Jasona? - obkręciła się przed lustrem, pozując namiętnie
-Myślę siostro, że noc należy do
ciebie – przybiła jej piatkę i wyprowadziła z łazienki – Ale
wiesz, jakby co jesteśmy w kontakcie. Mama wie?
-Nie. I narazie
nie mów nikomu. To ma byc mój mały, przystojny sekret
-Życzę ci żeby był trochę
większy... - i tu zamachała brwiami. Pożegnały się przy
garderobie i każda poszła w swoją stronę. Ciemnooka musiała
wybrać jeszcze buty, a miała ich pokaźną kolekcję. Zdecydowała
się na delikatne sandałki na obcasie. Dwa cieniutkie paseczki były
prawie nie widoczne, jeden okręcony wokół kostki, drugi oplatający
palce. W uszy wpięła mieniące się kolczyki, a na nadgarstku złoty
zegarek i bransoletkę. Przeglądając się jeszcze w lustrze w holu
zmotywowała się i ruszyła do samochodu. Przemierzając kolejne
ulice zakorkowanego jak zwykle o tej porze miasta, przeklinała się
i błagała, żeby mimo spóźnienia zdążyła i zastała go jeszcze
na miejscu.
Jak najszybciej zaparkowała i wbiegła
do parku. Zbliżając się do kawiarenki zaczęła rozglądać się
dokładnie za chłopakiem. Nie widząc go nigdzie zwolniła tempa i
otworzyła torbę by wyjąć telefon i sprawdzić czy nie zignorowała
w pośpiechu jakiejś jego wiadomości.
-A dokąd tak pędzisz? - usłyszała
zachrypnięty głos i odrazu poczuła ciepło w sercu. Podniosła
głowę w górę i spojrzała na niego z szerokim uśmiechem
-Myślałam, że już sobie
poszedłeś
-Spokojnie. Czekałbym na ciebie ile tylko bym musiał,
ale niestety również się spóźniłem – na co dziewczyna tylko
westchnęła z ulgą – Więc? Może zamiast tej kawiarni, udamy się
na spacer?
-Chętnie – odpowiedziałą
promiennie - Co u ciebie słychać?
-Nie narzekam, ostatnio los mi sprzyja.
-To znaczy? Wygrałeś na
loterii?
-Powodzi mi się w pracy, mam świetnych znajmych, z
nieba spadła mi super rozmówczyni. No, fajnie jest, a czy wygrałem
na loterii to chyba oczywiste – uśmiechnął się do niej – A
ty? Co się dzieje u ciebie? Strasznie żałowałem, że nie mamy
kontaktu, byłem ciekaw co u ciebie słychać
-Bywało, że też się nad tym
zastanawiałam, wkońcu w ciągu jednego wieczora obgadaliśmy chyba
każdy temat, czułam się jakbym cię znala ze sto lat
-Taak, to prawda. To opowiesz mi coś o
sobie? Jesteś z LA?
-Tak. Od urodzenia tu mieszkam.
Studiowałam w San Fransisco, wróciłam do domu, otworzyłam sklep,
projektuję, mam fajną rodzinę. Nie widzę w swoim życiu nic, co
mogłabym zmienić. No, może prawie nic
-Ale jednak coś byś zmieniła?
-Wiesz, na pewno znalazłoby się coś
w czym mogłabym być lepsza, albo co sprawiałoby mi więcej
radości. Zawsze może być lepiej
-A co ci sprawia radość?
-No nie
wiem... Ostatnio kwiaty – zaśmiała się, a on pomyślał że jego
pomysł był trafem w dziesiątkę, skoro to pierwsza rzecz o której
pomyślała – A tak na poważnie to chyba rodzina. Uwielbiam mój
dom za to, że wszyscy jesteśmy ze sobą tacy zżyci i otwarci, ale
to głównie zasługa mojej mamy. Gdydby nie ona każde z nas
zajmowało by się czymś innym i nie znajdywałoby tyle czasu dla
siebie- spojrzała na niego zalotnie – Czuję się dziwnie jak
tylko ja mam mówić, teraz twoja kolej
-Co ci mogę powiedzieć, zastanówmy
się... Przyjechałem tu z Atlanty, mieszkam sam, nie mam kota ani
psa, chociaż zacząłem nawet myśleć nad tym czy nie zaadoptować
jakiegoś zwierzaka, bo czasem samemu człowiekowi jest strasznie
smutno, ale przez moje lenistwo zamiast wychodzić z psem na spacery,
wole pojechać na tor. Po tamtej zimie zawodowo zająłem się
wyścigami.
-Serio? Szczerze... Myślałam że
jesteś za bardzo narwany. Nie spodziewałam się, że wytrwasz.
-A jednak – westchnął – Kourt
minęło tyle czasu, zmieniłem się trochę
-Jak każdy- popatrzyła na niego
przymykając przy tym jedno oko przez oślepiające ją słońce –
Lubię ten park, czasem przychodzę tu w przerwie lunchowej,
niedaleko stąd pracuję.
-Czym się zajmujesz? - spytał
zaciekawiony
-Głównie projektuję meble, ale
aranżuję też wnętrza, rzadziej ogrody. Ulicę dalej prowadzę
swój salon
-Daws to twój sklep? - zdziwił się,
a ona wesoło pokiwała głową – Rety, nie ma mowy żebym
kiedykolwiek pokazał ci moje mieszkanie – zaśmiał się – jako
taka estetka padłabyś chyba z przerażenia
-Jestem tolerancyjna! Jest mi ciężko
odnaleźć się w źle urządzonym mieszkaniu, ale STARAM się
akceptować to, że ktoś nie ma gustu
-Halo, halo mam bardzo dobry gust –
wskazał na siebie
-Więc co takiego jest nie tak?
-Hmm... nie sądziłem, że dziś ci to
zaproponuję, ale jeśli jesteś taka ciekawa, to może sama
zerkniesz? – rzucił zawadiacko i w głębi duszy modlił się aby
dziewczyna przyjęła jego propozycję
-Zapraszasz mnie do siebie? Tak teraz?
-Nie martw się, nie zastanie cię tam
bałagan. Nie ma tam wiele rzeczy. I nie musisz się mnie bać, nie
jestem psychopatą, ewentualnie domatorem, jeśli już mam się jakoś
upodlić
-To nie będzie raczej mądre z mojej
strony jeśli się zgodzę, ale czuję że koniecznie potrzebujesz
mojej pomocy dekoratorskiej, więc chyba nie mogę ci odmówić
-Zdecydowanie nie. A czy dostanę jakąś
zniżkę?
-Zastanowię się jak duże będzie
musiało być moje zaangażowanie, żeby wyszło z tego coś dobrego
-Myślę, że możemy podzielić się
tym po pół. Moje zaangażowanie może bardzo Ci odpowiadać
-Uważaj, bo za chwilę zmienię zdanie
i nigdzie z tobą nie pójdę, flirciarzu
-Mówisz o mnie? Cóż... Chyba nie
potrafię być przy tobie obojętny – powiedział szczerze, przez
co oboje zamilkli. Dziewczyna była zachwycona towrzystwem Jasona, a
jemu wydawało się, że robi z siebie pajaca, choć kiedy widział,
że brunetka jest nadal uśmiechnięta i zadowolona ze spotkania,
wszelkie obawy ulatniały się z jego głowy – Jedziemy? -
odkrząknął, a ona przytaknęła mu skinieniem głowy. Mieli
jeszcze drobny problem z dojazdem do bruneta, gdyż każde z nich
chciało jechać własnym autem, dlatego też tak zrobili. Chłopak
był pełen podziwu dla maszyny, którą się poruszała, a znawcą w
tym temacie był jednym z lepszych.
Brunet zaparkował swój samochód na
parkingu podziemnym, a dziewczynie wskazał specjalne miejsce dla
gości na chronionym. Pozostawiając auto, wyszedł na zewnątrz po
Kourtney, którą chciał wprowadzić do budynku, jednak widok któy
zastal rozczulił go tak bardzo, że nie miał serca jej nie pomóc.
Widząc, jak dziewczyna męczy się pry parkowaniu równoleglym
postanowił podejśc do niej i wyręczyć ją w tym ciężkim
zadaniu.
-O nie już tu jesteś? - zawstydziła
się, gdy zobaczył chłopaka stojącego przed jej maską. Pokiwał
jej tylko, żeby wysiadła i zwinnym ruchem ustawił poprawnie jej
czarne BMW 640i.
-Taka mała kobietka, w takim bydlaku.
Nie dziwię się, że masz takie problemy – zaśmiał się
-Nie mam żadnych problemów. Zwykle
daję sobie radę
-Właśnie widziałem – objął ją
przyjaźnie ramieniem i weszli do windy. W czasie gdy mknęli na
odpowiednie piętro, dokończyli żarty na temat motoryzacyjnych
umiejętności brunetki.
-Zapraszam panią do środka – rzekł
otwierając szeroko ciężkie i potężne drzwi do lokum. Znajdując
się w holu połączonym z salonem odrazu zauważyła wnętrzarskie
niedoróbki i złe ustawienie mebli, przez co z zarozumiałym
uśmiechem spojrzała na Jasona
-Nie wiem czy jest tu jakeigkolwiek
wytłumaczenie, dlaczego tak traktujesz swoje własne mieszkanie –
zaśmiała się szczerze
-Hej, jestem facetem... Moim życiem są
auta, smary i piękne kobiety – odesłał jej flirciarskie
spojrzenie
-I myślisz, że piękne kobiety lubią
facetów z takim poczuciem wolności jaki prezentujesz tutaj –
dalej ciągnęła swoje ulubione sarkazmy
-Uważam, że trafiłem na jedną,
piękną kobietę, która idealnie mnie zrozumie i zaakceptuje to jak
żyję – ponownie ją zawstydził – Chodź. Pokażę ci w takim
razię tę lepszą część – chwycił jej dłoń i otworzył drzwi
tarasowe. Widok całej scenerii bardzo jej się spodobał. Była w
takim szoku, że nie wiedziała przez chwilę jak ma się zachować,
a z jej ust wydobyło się ciche "wow".
-Mam nadzieję, że taras sprostał
twoim oczekiwaniom
-Jason... Taras jest śliczny –
podziwia jej zachwyt i szcześliwe oczy, gdy mówiła. Czuł się
jakby jego najlepszy sen właśnie zaczął się spełniać – I te
kwiaty... To wszystko od ciebie... - nie odpowiedział jej. Usiadł
tylko i spojrzał na panorame rozciągającą się wkoło balkonu. Po
chwili jednak postanowił się odezwać.
-To był niewiarygodne, kiedy cię
zobaczyłem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze na siebie
wpadniemy, choć bardzo na to liczyłem. I tak też się stało. Nie
wiem dlaczego do ciebie nie podszedłem, ale chciałem żeby to jakoś
inaczej wyglądało, a później w tym sklepie – przeniósł na nią
swój wzrok
-Bardzo chciałam, żeby te kwiaty były
od ciebie – w tym momencie ich oczy wpiły się w siebie głęboko,
a serca obojga niemiłosiernie przyspieszyły. Tak miała rozpocząć
się ich piękna bajka. Od romantycznego wieczoru, kolacji, długich
rozmów, które łączyły ich jak nic innego, nawet gdy ich zdania
były sobie przeciwne.
Do zachodu słońca czas upłynął im
niesamowicie szybko. Opowiadali o swoich rodzinach, przyjaciołach,
wspomnieniach, przeglądali swoje zdjęcia, śmiali się i pili wino,
oczywiście wcześniej ustalając, że chłopak odwiezie ją taksówką
do domu. Osiągając odpowiedni stan nietrzeźwości podnieśli się
by zatańczyć do piosenki The Weekend "Earned It". Chwycił
jej dłoń, a drugą położył na swoim ramieniu, kładąc swoją
dłoń na jej dolnej partii pleców. Nosem wciągał zapach unoszący
się z jej włosów. Ona oparła głowę na jego twardej piersi.
Przeżywała z nim magiczny wieczór, o którym od dawna marzyła.
Jej umysł niepoprawnej romantyczki chciał by została już przy nim
na zawsze.
-Zostań dziś ze mną – ujął dłonią jej
podbródek. Jej oczy nabrały setki iskierek, a usta wykrzywiły się
w przyjazną łódeczkę. Pochylił się nad brunetką i wpił się
namiętnie w jej usta. Objęła mocno jego ramiona, czując jak
silnym jest on mężczyzną i jak bezpiecznie się przy nim czuje.
Całował ją nieziemsko czule, czym doprowadzał ją do szaleństwa.
Nie chcąc dłużej czekać odpięła kilka guzików jego koszuli, a
on łapiąc jej uda, podniósł ją i schował się z dziewczyną w
głębi swojego domu.
Nad ranem obudził go wibrujący
telefon. Podniósł aparat by zajrzeć w ekran i dowiedzieć się,
kto próbuje się z nim skontaktować. Przsunął leniwie palcem
zieloną słuchawkę
-Co jest? - spytał zaspany
-Masz być o 9 na torze w Vegas. O 8
Jerry podstawi samolot na LAX – wygłosił szybko polecenie
Scooter. Jest on menadżerem Jasona. Pomaga mu w karierze rajdowej, a
włąściwie ustawia dla niego wszystkie kontrakty. Bez niego,
brunetowi byłoby się bardzo ciężko utrzymać w czołówce, do
której niedawno dotarł.
-Chyba nie mówisz poważnie, jest 5
nad ranem – uniósł się niedowierzając
-Wybacz stary, ale takie są reguły
gry. Zwolnił się termin, musisz trenować, za pare tygodni startuje
sezon w Monte Carlo, a tobie spadła forma
-O której Ken po mnie przyjedzie?
-O 7 powinien być u ciebie pod domem,
ale na wszelki wypadek skontaktuj się z nim jeszcze
-Okej, lecisz z nami?
-Ja jestem od
wczoraj na miejscu. Załatwiałem ci treningi. Po południu idziemy
do dietetyka i na siłownie. Tor masz zamówiony do końca następnego
tygodnia, trenera co trzy dni. Pakuj się, widzimy się na miejscu
Zakończył połączenie, a telefon w
dłoni opadł na łóżko. Przetarł dłonią zaspane oczy i spojrzał
na śpiącą obok brunetkę. Zdjął z jej twarzy opadające kosmyki
i przejechał palcem po miękkiej skórze od policzka do zagłębienia
przy obojczykach. Widząc jak mało ma czasu na przygotowania do
wyjazdu pospieszył czym prędzej pod prysznic. Ubrany w świeże
ciuchy, wyjął obszerną walizkę i wrzucił do niej
najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka par butów, koszle, koszulki,
spodnie, bielizna i inne przydatne przedmioty codziennego użytku.
Nie wiedział jak ma się z nią pożegnać. Nie chciał wychodzić
bez słowa, ale nie miał serca by ją obudzić. Klęknął przy
niej, by ostatnie minuty jakie mu zostału do przyjazdu szofera
spędzić przy ukochanej.
-Która godzina? -spytała zaspana nie
otwierając nawet oczu
-6.50. Skąd wiesz, że nie śpię –
pogłaskał ją czule po dłoni
-Czuję twój oddech – zaśmiała się
lekko – Dlaczego już wstałeś?
-Wyjeżdżam do Vegas. Godzinę temu
zadzwonił do mnie menadżer. Przepraszam, że tak wyszło
-Nie przejmuj się – oparła się na
ramieniu przykrywając kołdrą nagie piersi – Zaraz się szybko
ubiorę i uciekam – ziewnęła przeciągle
-Nie musisz. Zostań tu, wyśpij się.
Klucze możesz mi oddać jak wrócę, albo zostawić w recepcji przy
wyjściu
-Nie, nie chcę ci sprawiać problemu
-To żaden problem. Proszę. Zaśnij
jeszcze, a później zjedz na śniadanie to co jeszcze mam w kuchni.
Na pewno znajdziesz coś dobrego
-Jesteś kochany – wydymała usta w
dziubek chcąc otrzymać od niego całusa, któego podarował jej bez
zastanowienia – Na długo wyjeżdżasz?
-Chyba niecałe dwa
tygodnie. Będę bardzo tęsknił
-Ja też – uśmiechnęła się
szeroko – Chodź tu do mnie jeszcze. Chcę się do ciebie przytulić
-Mam nadzieję, że się na mnie nie
gniewasz. Wolałbym tu z tobą zostać, ale Scooterowi udało isę
załatwić dla mnie no treningi przed sezonem. To bardzo ważne
-Jestem trochę zawiedziona, ale to nie
problem. Uważaj tam na siebie
Ich krótką rozmowę przerwał dźwięk
domofonu, który wskazywał na to, że Jason powinien już wyjść z
domu. Pożegnali się czułym pocałunkiem w łóżku. Pierwszy raz
zostawił kogoś samego u siebie, ale w tym przypadku nie traktował
jej jako gościa. Od teraz była częścią jego życia. Oddał jej
serce i przywłaszczył sobie jej miłość.
Od autorki:
To już trzeci wpis, drugi rozdział i moja pierwsza wiadomość do czytelników. Bardzo dziękuję za obserwowanie i komentowanie bloga. To bardzo miłe móc przeczytać kilka miłych słów. W najbliższym czasie mam zamiar poszerzyć zawartość strony o spis opowiadań czytanych przeze mnie.
Pozdrawiam was wszystkich gorąco, wrzucam ostatni gotowy rozdział i siadam do pisania następnych!
To opowiadanie wciąga mnie coraz bardziej :)
OdpowiedzUsuńCały rozdział wyszedł Ci fantastycznie a do momentu telefonu od menadżera Jason'a było wręcz idealnie ♡
Nie mogę się doczekać aż zobaczę dalsze losy bohaterów
Przepraszam za spam
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na moje fan fiction:
http://18th-street-jbff.blogspot.com/
"Życie na ulicy nie jest dla słabych. Oni zdążyli się o tym przekonać."
http://priest-jbff.blogspot.com/
"Zobacz, jak Justin Bieber spełni się w roli księdza!"
http://getting-closer-jbff.blogspot.com/
"Wrócił po niemal trzech latach, po wielu wyrządzonych krzywdach. A ja? Ja nadal nie potrafię przestać go kochać"
Rozdzial genialny ! ;* czekam na kolejny ^ ^
OdpowiedzUsuńChociaż raz znalazłam coś innego! Żadnych dziwek, narkotyków etc.
OdpowiedzUsuńCoś normalnego, może mało realnego, ale wciąż...
Już nie mogę się doczekać kolejnego!
baardzo fajnie, ciekawe :), czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie i mam nadzieje ze ty takze zostawisz komentarz u mnie :)
http://say-you-remember-me.blogspot.com
czekam na next i zapraszam też do mnie flamesff.blogspot.com
OdpowiedzUsuń*BLOG JEST INSPIROWANY TELEDYSKIEM DO AS LONG AS YOU LOVE ME*
OdpowiedzUsuńRose Williams. Siedemnastolatka z bardzo zamożnej rodziny.
Jako jedynaczka, była oczkiem w głowie swojego ojca.
Całe jej życie było dokładnie zaplanowane...
Jason Christopher Richards. Dziewiętnastolatek, którego życie nie oszczędzało.
Któregoś dnia, los sprawił, że dwa kompletnie różne światy się spotkały.
Zaplątali się w sidła miłości niespodziewanie.
Niestety sielanka nie trwała długo. Ojciec Rose postawił przed sobą jeden cel.
Odseparować od siebie zakochanych...
[PROLOG
-Rose, posłuchaj proszę.
Niewiele mogę Ci dać.
Mój samochód, kilka ubrań, gitara
czy obskurne mieszkanie to wszystko co mam.
Choćbym nawet chciał nie dostaniesz ode mnie,
tego wszystkiego co mogą dać Ci inni.
Wiesz dobrze że wolałbym abyś zakochała się w kimś kto jest równy tobie,
a nie w takim pieprzonym biedaku jak ja.
Mimo różnic, kocham Cię najbardziej na świecie.
Zapłaciłbym za twoje szczęście cenę swojego życia.
Tylko proszę nie rezygnuj z nas, kochanie...]
Meega podoba mi się to opowiadanie *-* Jest ciekawe, fajnie się czyta i ogólnie suupi! :)
OdpowiedzUsuńDo nastepnego :*
Justin Bieber pochodzi z ułożonej, zamożnej i pobożnej rodziny. Nic by nie wskazywało na to, że wybierze takie życie jakie wybrał. Wyrachowany, agresywny, nieobliczalny, żyjący w kryminalnym świecie młody mężczyzna marzy tylko o tym aby wstąpić w szeregi mafii. Przeszkadza mu tylko, że nie jest czystej krwi Włochem. Wie, że musi być naprawdę dobry, aby wkupić się w łaski dona, co ciągnie za sobą serię morderstw, kradzieży i zamieszek z jego strony. Gdy tylko mu się udaje dostaje swoje pierwsze zadanie, po którym od razu trafia za kratki. Justin liczył na morderstwa, zastraszanie, handel narkotykami i żywym towarem długimi latami, a nie liczenie cegieł więziennej ściany. Jednak nawet nie odsiaduje miesiąca, gdy odwiedza go dosyć nietypowa osoba.
OdpowiedzUsuńDoradca prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Chłopak dostaje propozycję. Dosyć nietypową. W zamian za wolność ma porzucić czarne interesy, wrócić do szkoły i pilnować Skylynn Hall- córkę prezydenta. Z pozoru poukładaną nastolatkę, która marzy tylko o pokoju na świecie i podtrzymaniu gatunku puszczyka plamistego. Mimo, że z uprzedzeniem, Justin zgadza się i szybko tego żałuje, gdy dochodzi do starcia pomiędzy nim, a dziewczyną. Już po kilku zamienionych zdaniach ma ochotę rozszarpać ją gołymi rękami i nic nie idzie w dobrym kierunku. Mimo, że sam nie jest świętoszkiem aroganckie zachowanie Skylynn doprowadza go do białej gorączki.
Zapraszam
http://all-of-the-lights-baby.blogspot.com/
Co z tym opowiadaniem, tak fajnie się zapowiadało, a tu nic się nie dzieje, ile można czekać
OdpowiedzUsuń